Hołd Willy’ego Brandta pod pomnikiem Bohaterów Getta w Warszawie
7 grudnia 1970 r. kanclerz Republiki Federalnej Niemiec Willy Brandt ukląkł przed pomnikiem Bohaterów Getta w Warszawie. "Nad przepaścią historii i pod ciężarem milionów zamordowanych zrobiłem to, co robią ludzie, gdy zabraknie im słów" – opisał ten moment w swojej autobiografii.
Wizyta Willy’ego Brandta w Warszawie miała przełomowe znaczenie dla stosunków polsko-niemieckich. Dwadzieścia pięć lat po zakończeniu drugiej wojny światowej Polska i Niemcy zachodnie wynegocjowały układ "o podstawach normalizacji ich wzajemnych stosunków". Jego głównym postanowieniem było uznanie przez RFN zachodniej granicy Polski na Odrze i Nysie Łużyckiej oraz wyrzeknięcie się wszelkich roszczeń terytorialnych wobec Polski. Dwa lata później oba państwa nawiązały stosunki dyplomatyczne.
Zgodnie z rytuałem tego rodzaju wizyt państwowych podpisanie układu poprzedziło złożenie wieńców pod Grobem Nieznanego Żołnierza oraz – na życzenie kanclerza – pod pomnikiem Bohaterów Getta. Tam po zwyczajowym poprawieniu szarf na wieńcu Brandt nie ograniczył się do konwencjonalnego skłonienia głowy, lecz padł na oba kolana i dłuższą chwilę trwał w milczeniu. To niespodziewane złamanie protokołu i odejście od dyplomatycznej rutyny było sygnałem niezwykłości i wyjątkowego znaczenia tego momentu. Gest Willy’ego Brandta miał oczywisty wymiar ekspiacji. Oznaczał uznanie winy i prośbę o wybaczenie.
Brandt, antyfaszysta i prześladowany emigrant polityczny, nie był osobiście obciążony spuścizną nazizmu. Wyrażając skruchę przed pomnikiem dłuta Natana Rapoporta czynił to w imieniu państwa i narodu niemieckiego. "Ukląkł ten, który nie musiał, w imieniu wszystkich, którzy powinni byli klęknąć, ale tego nie zrobili" – skomentował postępowanie kanclerza tygodnik "Der Spiegel".
Socjaldemokrata Willy Brandt uważał pojednanie z Polską za obowiązek polityczny i moralny. Zdobycie władzy przez jego partię w 1969 r. otworzyło możliwość unormowania stosunków z Polską. Jednocześnie ekspiacyjny gest Brandta w Warszawie, wówczas bynajmniej nieoczywisty, wyznaczał kierunek przełomu moralnego. W Niemczech zachodnich rozpoczynała się nowa epoka. W drugiej połowie lat sześćdziesiątych wraz z dojściem do głosu pokolenia urodzonego już po wojnie przerwana została trwająca przez dwie dekady zmowa milczenia i zaczynała się debata o osądzeniu nazizmu.
Uklęknięcie kanclerza w Warszawie podzieliło niemiecką opinię publiczną. Jego gest miał nie tylko znaczenie moralne, ale i polityczne – uwiarygodniał porozumienie, w którym Niemcy wyrzekały się ziem utraconych na Wschodzie. Część społeczeństwa przyjęło je jako zdradę narodową. Dostarczyło to opozycyjnej chrześcijańskiej demokracji paliwa w walce o obalenie rządów socjaldemokratów. Właśnie te perturbacje polityczne spowodowały dwuletnie opóźnienie w ratyfikacji układu polsko-niemieckiego i nawiązaniu stosunków dyplomatycznych między Polską a RFN.
Ekspiacyjny gest niemieckiego kanclerza pod pomnikiem Bohaterów Getta nie był też wygodny dla władz w Polsce i dlatego nie nadano mu rozgłosu. Po pierwsze podważał argument o zagrożeniu niemieckim rewizjonizmem, który władze komunistyczne instrumentalnie wykorzystywały dla mobilizowania poparcia społecznego. Po wtóre, chociaż Brandt niewątpliwie oddawał pod pomnikiem Bohaterów Getta hołd wszystkim polskim ofiarom niemieckich zbrodni (wśród których Żydzi stanowili najliczniejszą grupę), miało to miejsce w kontekście niedawno rozpętanej przez władze polskie kampanii antysemickiej. Jednym z jej wątków była licytacja polskiego i żydowskiego cierpienia. W kręgach władzy pojawiły się komentarze, że Brandt ukląkł przed niewłaściwym pomnikiem.
Moralne znaczenie gestu Willy’ego Brandta zostało w pełni docenione z perspektywy lat. W 2000 r. premier Polski Jerzy Buzek i kanclerz Niemiec Gerhard Schröder odsłonili monument upamiętniający hołd Brandta pomnikiem Bohaterów Getta w Warszawie, a skwer, przy którym go wzniesiono, otrzymał imię niemieckiego socjaldemokraty.
Autor: Krzysztof Persak