W piątek 10:30 "Rezerwacja", zapraszam Katarzyna Janowska. Dziś wraz z użytkownikami Onetu ale też z tymi, którzy śledzą wydarzenia na Facebooku Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, będziemy mogli jako pierwsi zobaczyć i usłyszeć o wystawie, która właśnie się dziś otwiera w muzeum, czyli o wystawie "Tu Muranów". Dziś zresztą muzeum po raz pierwszy zaprasza w realu swoich gości. To absolutnie niezwykła wystawa opowiadająca historię dzielnicy dzielnicy, która do 1939, a właściwie do 1945 roku była dzielnicą żydowską w Warszawie, ale w latach wojny była największym gettem w Europie, i której mieszkańcy właściwie wszyscy zginęli w czasie drugiej wojny światowej. Ta dzielnica jak feniks z popiołów odrodziła się po drugiej wojnie światowej. I o tych wszystkich etapach w miejscu tej dzielnicy, o architekturze tej dzielnicy opowiada wystawa. Naszymi przewodnikami po wystawie będą prof. Jacek Leociak, z którego inspiracji wystawa powstała i która opowiada o tym czasie przedwojennym, o czasie do 1945 roku a także Sylwia Chutnik, która oprowadza nas po współczesnym Muranowie poprzez jej mieszkańców, słuchając tego, co oni mówią o tej dzielnicy, jak się w niej czują, co ich spotyka. No to startujemy. Zapraszam. Dziś wydanie specjalne "Rezerwacji" bo możecie Państwo zobaczyć, tuż przed otwarciem, wystawę "Tu Muranów" w Muzeum Historii żydów Polskich POLIN. Teraz ze mną prof. Jacek Leociak, z którego inspiracji ta wystawa powstała. Witam panie profesorze bardzo serdecznie. Witam wszystkich Państwa. Cieszę się, że możemy wspólnie oprowadzić po wystawie, której ja jeszcze nie widziałam, czyli cały ciężar spoczywa na Pana barkach. Ta wystawa dzieli się na cztery części, właściwie cztery okresy. No i pytanie, czy sama wystawa też jest odzwierciedleniem tego układu chronologicznego, chronologicznej opowieści o Muranowie? I tak, i nie. Ja bym powiedział, że ta wystawa jest zakorzeniona w czasie ale też w przestrzeni i pokazuje coś, co jest dla Muranowa absolutnie niepowtarzalne. Dla Muranowa, jako pewnego miejsca w mieście. Mianowicie taką wielowarstwowość, czy palimpsestowość, jak można to powiedzieć. I dlatego ważny jest prolog tej wystawy, czyli to co zwiedzający zobaczy na samym początku. A zobaczy dwie rzeczy. Zobaczy mapę, która jest dziwną mapą bo ona jest jakaś taka właśnie wielowarstwowa, właśnie taka jakby nakładające różne siatki kartograficzne jedna na drugą, oraz zobaczyć stół, na którym umieszczone są rzeczy wykopane. I to są takie dwa sygnały, które będą prowadzić widza po wystawie. To jest coś w rodzaju instrukcji obsługi wystawy. A więc, po pierwsze, o czym jest ta wystawa? Przede wszystkim jest o miejscu. O miejscu zanurzonym w historii ale z zaznaczeniem, że będziemy jakby obracać się w takich przede wszystkich kategoriach topograficznych. A po drugie, jeśli się patrzy na te rzeczy na stole, a to są rzeczy wykopane z muranowskiej ziemi i dokładnie z tego miejsca, na którym stoi gmach POLIN, to zobaczymy, że to jest też wystawa o czymś, czego nie widać. O jakimś podziemnym obszarze Muranowa, które my na tej wystawie właśnie ujawniamy. Więc ta wystawa ma też taki rewelatorski powiedziałbym charakter. I mam nadzieję, że zwiedzający, którzy tu przyjdą - a każdy znajdzie coś ważnego dla siebie - to może odkryją jakieś wspólne doświadczenie. Takie doświadczenie miejsca, odsłonięcia miejsca, które się pozornie zna, ale którego naprawdę się nie zna, ponieważ nie widzi się tych korzeni. A my pokazujemy te korzenie. Panie profesorze, Pan pisze w katalogu i jak rozumiem był odpowiedzialny za tę część wystawy dotyczącą historii Muranowa do 1945 roku. Pytanie, czy Muranów ten przedwojenny był w jakiś sposób wyjątkowy w kontekście Europy? Ja myślę, że tak. Bo to była jedna z największych społeczności żydowskich, która tutaj mieszkała. Przecież trzeba pamiętać, że przed wojną do 1939 roku, co trzeci mieszkaniec Warszawy był pochodzenia żydowskiego. I to albo był zasymilowany, albo był jakimś żydem ortodoksyjny, który słabo nawet mówił po polsku. Także ten Muranów, czy jak mówiło się przed wojną dzielnica nalewskowska albo Dzielnica Północna, to był... To był taki obszar w Warszawie jakby inny, wydzielony. Nie było murów oczywiście, nie było granic nieprzenikalnych, tak jak w czasie okupacji. Ale jednak była inna materia tego miasta i to się dało odczuć, jak się tam wchodziło. Panie profesorze, skąd nazwa Muranowa, bo to się kojarzy oczywiście z Murano, włoską wenecką wyspą, bardzo piękną skądinąd. Rozumiem, że tu jest jakieś powiązanie, No niewątpliwie. Ta etymologia jest jednoznaczna. Architekt nadworny Jana III Sobieskiego, ale wcześniej Korybuta Wiśniowieckiego, pochodził z tej wysepki Murano. I on sobie zbudował taki pałacyk, który nazwał Murano. I ten pałacyk, jakbyśmy dzisiaj go chcieli zlokalizować, najprościej można powiedzieć, że on jest mniej więcej tam, gdzie jest ten wieżowiec INTRACO. Czyli to jest północna część Muranowa, okolica późniejszego placu Muranowskiego. Więc ta nazwa idzie stąd. Ale ja bym jeszcze na coś innego zwrócił uwagę. Na coś bardzo symbolicznego. Mianowicie na wysepce Murano były huty szkła. Jedne z najstarszych w Europie, jeśli nie najstarsze. I teraz ja bym to bardzo łączył z doświadczeniem Muranowa, ponieważ to szkło jakby towarzyszy temu miejscu. Szkło jest synonimem taki kruchości, nietrwałości. I w pewnym sensie okazało się, że to potężne miasto, tak jak cała Warszawa. Ale ten obszar, na którym Żydzi mieszkali od połowy XIX wieku, właśnie ten północny obszar, ten nalewskowsko-muranowski, on zniknął. Ale nie tak jak Atlantyda, która zniknęła na skutek jakiejś katastrofy naturalnej, w ogóle nie wiadomo czy była. To to jest mit, ale bardzo ważny dla kultury europejskiej. Ona została zalana wodą. Gdzieś szukamy... Getto nie zniknęło na skutek katastrofy naturalnej, tylko zostało z premedytacją zabite. Zabici zostali, wymordowani ludzie. I zabita została cała ta substancja materialna. Więc jakby okazuje się, że to miasto, które się składał z kamienic, ulic, czymś trwałym było. Nagle, w przeciągu chwili można powiedzieć, zniknęło. I to jest ta dialektyka trwałości i nie trwałości. Ale jest jeszcze inna dialektyka. Na wystawie zobaczą Państwo w dwóch miejscach wykopane rzeczy. Na tym stole, o którym mówiłem, ale również w gablocie w samej przestrzeni wystawienniczej. To jest największa gablota, jaka jest na naszej wystawie. I taka powinna być. Tam jest mnóstwo rzeczy wykopanych. Co jest uderzające. To co jest jakby takie niezrozumiałe wręcz, to jest to, że jest tam bardzo dużo szkła. I dla mnie od początku, jak pierwszy raz się spotkałem z tymi rzeczami bardzo dawno temu, to takim czymś niepojętym, fascynującym, ale jednocześnie zupełnie niezrozumiałym było to, że bardzo dużo szkła ocalało. I to nie są tylko odłamki szkła, tylko potłuczone różne naczynia szklane, butelki. Ale to są całe butelki. To są całe naczynia, to są filiżanki. Zobaczycie Państwo absolutnie wspaniałą, niebywale pięknie zdobioną filiżankę, która jest cała. Tajemnica tego wszystkiego gdzieś się od tego Bellottiego, bym powiedział, w sensie symbolicznym oczywiście, wplata w opowieść o Muranowie. To jest tajemnicze miejsce, to jest miejsce nietrwałe a jednocześnie bardzo trwałe. I jeszcze jedna sprawa, która jest dla tej wystawy bardzo ważna. Mówimy o tym, że to życie Muranowa i tych mieszkańców, od drugiej połowy XIX wieku przeważnie Żydów, chociaż nie tylko. Przerwało się nagle. Gwałtownie się skończyło. I to jest prawda. Nie ma już Żydów warszawskich i nie będzie. Ale jest w tym przerwaniu jakaś tajemnicza ciągłość właśnie. I my tą ciągłość chcemy pokazać na wystawie. Jest to ciągłość przestrzeni, w tym sensie, że przecież chodzimy po tych samych miejscach. Jesteśmy w tym samym miejscu w Warszawie, które jest kompletnie zmienione, ale pod ziemią są te korzenie tego miejsca żydowskiego w Warszawie. Tego getta. Tylko my ich nie widzimy. I wystawa - to jest nasza intencja, jedna z najważniejszych takich przesłań wystawy - to jest to, żeby odsłonić to czego nie widać. Żebyśmy mogli zobaczyć, gdzie mieszkamy. Gdzie jesteśmy. Ciągłość, właśnie. To jest opowieść o miejscu, o architekturze, no i przede wszystkim o ludziach. Bo jak ktoś w tym wstępie pisze, chyba Dyrektor Muzeum, że już takiego Muranowie nigdy nie będzie. Bo choćby nie wiadomo co się zbudowało, to przede wszystkim nie ma nie ma tych ludzi. Nie ma tej tej całej kultury. Panie profesorze, tak się zastanawiałam, studiując katalogu wystawy i myśląc o powojennym Muranowie, o tym miejscu, które powstało nawet nie na grobach, tylko na ciałach zamordowanych tam ludzi, bo przecież nie było ekshumacji. Mówił też o tym wielokrotnie Marek Edelman, żeby tam zostawić tych, których tam zamordowano, którzy tam zginęli. Nie zastanawiał się Pan nigdy nad tym, czy to rzeczywiście było jakoś moralnie dopuszczalne, żeby zbudować zupełnie nowe miasto i żeby zamieszkali tam ludzie, którzy kompletnie mogą sobie nie zdawać sprawy, że z tego miejsca wywieziono na śmierć 300 tysięcy Żydów. Ja jestem przykładem człowieka, który kompletnie sobie nie zdawał sprawy z tego. A urodziłem się na Muranowie. Więc powiem tak, zbudowanie tego miasta -nowego miasta - było nieuniknione. To jest jedna sprawa. I projekt Lacherta, ten pierwotny, właśnie zakładał również taki element upamiętnienia. Lachert był doskonale świadomy, co się tam działo. I właśnie wykorzystanie gruzu było elementem takiego założenia memorialnego, którym całe to osiedle miało być. Zostawienie na poziomie przedwojennym ulic, usypanie tych nasypów gruzowych, na których postanowiono domy. A te domy są przecież zbudowane z tak zwanego gruzo-betonu, który zawiera zmielone cegły getta, tak można powiedzieć w skrócie. Więc to przemieszanie nowego i starego, życia i śmierci, jest niezwykle ważne. Mówiło się o tym nowym osiedlu muranowskim jako o Feniksie, który wstaje z popiołów. No i to, te popioły są tutaj oczywiście w sposób dosłowny rozumiane. Ale to dziedzictwo muranowskie, to dziedzictwo holokaustowe muranowskie, musi być podjęte, ale w wymiarze przede wszystkim pamięci a nie takich rytuałów upamiętniających. To jest zobowiązanie. To nie są uroczystości albo przemówienia rocznicowe. Tylko to jest jakieś takie moralne zobowiązanie, żeby dążyć do tego, aby własną tożsamość rozszerzyć o taką świadomość miejsca gdzie jesteśmy. I chcę powiedzieć tak, że dla tych, którzy mieszkają na Muranowie, mam nadzieję że ta wystawa będzie po prostu bardzo ciekawa. Ale również dla tych, którzy nie znają Muranowa, którzy przyjadą z całej Polski, mam głęboką nadzieję, że tak będzie. To jest powiedziałbym w pewnym sensie wystawa również dla nich. Dlaczego. Bo każdy ma swoje miejsce. Każdy ma swoją ojczyznę domową. Każdy ma to miasteczko, tę ulicę. I teraz my pokazujemy na tej wystawie, jaką ważną rzeczą jest uświadomienie sobie tej przestrzeni, w której żyjemy, w której się urodziliśmy, bo ona nas określa. Ona czyni z nas ludzi świadomych historii, świadomych teraźniejszości i mogących dzięki temu budować jakąś przyszłość. Więc w tym sensie powiedziałbym, że to jest taka wystawa uniwersalna. O tym, jak dotrzeć do własnej tożsamości poprzez rzeczy, poprzez przestrzeń miejską, poprzez pozostałości. Również poprzez to, czego zupełnie nie widać, bo jest w podziemiu. Panie profesorze, bardzo dziękuję. Mieć takiego przewodnika to dodatkowy ogromny atut. Więc cieszę się, że że nasi użytkownicy ale też ci, którzy śledzą to co dzieje się na Facebooku Muzeum POLIN, mogli Pana posłuchać. I rozumiem, że o dwunastej w nowo otwartym Muzeum po pandemii, spotykamy się, żeby zobaczyć tę fascynującą wystawę. A jedno zdanie na koniec... Tak, ja rzeczywiście jestem pomysłodawcą tej wystawy, ale nic bym nie zrobił bez ogromnego zespołu ludzi. To jest dzieło wspólne bardzo wielu ludzi, którym teraz chcę podziękować. Moim współpracownikom z Muzeum, ale również fantastycznemu zespołowi projektantów z Tatemono, którzy ucieleśnili tę ideę, tę koncepcję. Bardzo Państwa zapraszam na tę wystawę. Zapraszamy, polecamy zdecydowanie. To zresztą Muzeum POLIN było laureatem naszych nagród kulturalnych, Onetu i miasta Krakowa. I to Muzeum i wystawy zostały wybrane głosami użytkowników. A to jest chyba najważniejsze. Nie jury, tylko ci, którzy w muzeum bywają głosowali na Muzeum. Bardzo dziękuję, Panie profesorze. No i do zobaczenia mam nadzieję na wystawie. Dziękuję bardzo. "Rezerwacja", dziś naprawdę wydanie specjalne, bo dziś w "Rezerwacji" odbywa się rodzaj wernisażu. O 12.00 w Muzeum POLIN, po pandemii otwiera się. I będzie można zobaczyć nową wystawę. Wystawa nazywa się "Tu Muranów" i opowiada o historii niezwykłej dzielnicy Warszawy, a być może niezwykłej także dzielnicy na skalę europejską. Ze mną jest Sylwia Chutnik. Witam bardzo serdecznie. Dzień dobry. Autorka tekstu do katalogu o współczesnym Muranowie. Ja tylko w trzech zdaniach powiem, że ta wystawa podzielona jest na okresy. Dotyczy Muranowa do 1939 roku. Muranów w czasie wojny, czyli 1939 - 1945 rok. Największe getto w Europie i dramatyczne losy wszystkich jego mieszkańców. Niemal wszystkich. Okres powojennej odbudowy do 1989 roku. I ten czas współczesny - Muranów i jego współcześni mieszkańcy. I to było twoją domeną właśnie w katalogu. Powiedz mi, co Ciebie ciągnie do Muranowa. Ciebie osobiście. Rzeczywiście jest tak, że zarówno wystawa, jak i mam wrażenie w ogóle myślenie o Muranowie to jest niekończące się nabijanie kolejnych warstw. Prof. Jacek Leociak wspólnie z prof. Barbarą Engelking są autorami już kultowej książki "Getto warszawskie", ale co ciekawe z podtytułem "Przewodnik po nieistniejącym mieście". I moim nadrzędnym pytaniem było zastanowienie się i zarazem refleksja nad tym, czy rzeczywiście Muranów w ogóle istnieje. Jakkolwiek to brzmi. To znaczy, na ile ta przeszłość, historia, o której wspomniałaś, poszczególne periodyzacje, które mówią o przeszłości Muranowa, mają wpływ na to co dzieje się teraz. Oczywiście Muranów, można by powiedzieć po dewelopersku, jest po prostu częścią Warszawy. Dość ciekawą, bo położoną właściwie w śródmieściu, administracyjnie, więc smaczny kąsek na wynajem i sprzedaż. Dość ciekawą również architektonicznie. To juz oczywiście powojenne rozwiązania, trochę socrealistyczne, potem dobudowywane w kolejnych dekadach. W każdym razie dość takie, powiedziałabym, przemyślane. No bo jednak tuż po wojnie architekci architektki mieli nie lada zadanie, wznieść coś nowego na gruzach. Z jednej strony wydaje się, że to taka Carte Blanche. Można właściwie z niej korzystać jak tylko się chce. To chyba wymarzona sytuacja dla architektów. A z drugiej strony, co zrobić z gruzami? Co zrobić, przede wszystkim, z pamięcią i traumą, która jest wpisana w to miejsce. I mam wrażenie, że jakkolwiek minęło już tyle... Ja tylko wejdę w słowo, bo architekt tego powojennego Muranowie Bohdan Lachert mówił o tej dzielnicy, że to jest pomnik pamięci. Dlatego że to też unikat na skalę europejską, że rzeczywiście w miejscu gdzie istniała dzielnica żydowska, na gruzach tego miejsca i tego życia, które tam było, powstało nowe osiedle mieszkalne. Tak. To jest to o czym napisano na temat pamięci kulturowej, to znaczy indywidualnych wspomnień dotyczących pewnych zdarzeń, ale w tym wypadku też topografii, które nie pozwalają zapomnieć. Ale z drugiej strony, przecież gdybyśmy cały czas żyli przeszłością, wspominali tylko złe sytuacje to, szczególnie w takich miastach jak przykład Warszawa, to właściwie życie byłoby niemożliwe. To jest niekończący się spacer po miejscach, gdzie co chwila na fasadzie budynku widzimy tablicę "Tu zastrzelono... Tu zginęło...". A za chwilę pomnika, za chwilę nazwa ulicy, która bezpośrednio związana jest z jakimś cierpieniem. Więc naprawdę to by było nieznośne. I Muranów w pewnym sensie też jest takim miejscem, taką przestrzenią, gdzie cały czas trzeba zadawać sobie pytanie: "Co my jako współcześni mieszkańcy, mieszkanki robimy z tym, co już było. Z przeszłością. W jakiś sposób się do niej odnosimy?" I ja jestem autorką tekstu dotyczącego takiego właściwie zjawiska, gdzie osoby, które żyją właśnie na Muranowie mają świadomość tego, gdzie są. I w różny sposób wokół tej świadomości działają. Wspomniałaś wcześniej o Hannie Krall. Myślę, że to jest dobry moment, żeby przypomnieć jej tekst "Obecność" z tomu "Fantom bólu". Wspomniałam o tym jeszcze przed naszą rozmową, ale rzeczywiście to był reportaż, który na mnie i jak się okazuje na bardzo wielu osobach zrobił ogromne wrażenie, bo opowiada historię jednego drzewa. Jednej mirabelki. Tak i o tej mirabelce opowiada Monika Tutak-Goll, jedna z bohaterek mojego reportażu. Opowiada, jak znalazła się na Muranowie. Bardziej przypadkiem niż niż celowo. Jak zamieszkała w miejscu, gdzie mirabelka od wielu lat rosła i co stało się, kiedy mirabelka została ścięta przez deweloperów, firmę która niedaleko budowała nowy budynek i robiła remont wokół. Przypomnijmy dla tych, którzy nie znają historii, że właśnie to było dramatyczne, że mirabelka - jak ktoś pięknie napisał - była przed wojną, przetrwała getto, komunizm no i niestety nie przetrwała deweloperów. Bo to drzewo było świadkiem tego, co się wydarzyło w tym miejscu i być może jednym z niewielu tych, którzy pamiętali taką pamięcią mityczną jego mieszkańców. To jest w ogóle też ciekawa pamięć istot nie-ludzkich, tak można by powiedzieć. Zresztą w katalogu do wystawy jest też bardzo ciekawy tekst dotyczący właśnie przyrody, drzew, ale też założeń krajobrazowych na Muranowie. Ale wracając do mirabelki, rzeczywiście, no tak w komunizmie mirabelka przetrwała, ale kapitalizm zniszczył ją zdecydowanie. I z inicjatywy kilku osób lokalnych, m.in. Beaty Chomątowskiej, jednej z osób odpowiedzialnych za wystawę w Muzeum Historii Żydów Polskich, ale też Moniki Tutak-Goll, oczywiście Patrycji Dołowy, ta mirabelka została zasadzona z powrotem. Ale cała w ogóle historia, jak do tego doszło to jest naprawdę, jak na serial, dlatego że mirabelka właściwie sadzonka została zlokalizowana w Stanach Zjednoczonych. Stamtąd pestkę przywieziono. Zresztą moja babcia w ogóle brała udział w tym procederze. To był taki las ludzkich rąk, który sprowadził pestkę mirabelki do Warszawy z powrotem. Patrycja Dołowy zajęła się nią pod takim kątem, nie wiem dokładnie jak profesjonalnie by to nazwać, w każdym razie mikrobiolodzy pracowali, żeby ta pestka się przyjęła. Została zasadzona uroczyście w tym samym miejscu, w którym Hanna Krall opisuje ją. Że właśnie te owoce mirabelki niczym korale rozsypane były wokół ziemi. No i dosłownie kilka miesięcy temu została złamana. Zniszczona. Ale podobno odżyła. Więc tak naprawdę ta historia symboliczna gdzieś tam powoli wzrasta. Oczywiście to jest taka mikro historia. Mówiliśmy wcześniej o Muranowie jak wielkim o założeniu architektonicznym powojennym. Wcześniej jako tzw. dzielnicy żydowskiej, jeszcze przedwojennej a potem w czasie drugiej wojny - obszarze getta. A my tu mówimy o mirabelce. Wydaje mi się, że to jest symptomatyczne. To znaczy, jeżeli nie jesteśmy w stanie objąć rozumem i logiką pamięci, tak często traumatycznej i okrutnej, skupiamy się wtedy na jakichś małych rzeczach, czynnościach albo artefaktach po to, żeby w ogóle w pewien sposób zrozumieć a być może ogarnąć właśnie, to co w ogóle zadziało się w tym miejscu, jakim jest Muranów. Które cały czas ma między cegłami duchy. I o tym też Hanna Krall pisze w swoim opowiadaniu "Obecność". Ale ja również pisałam o duchach Muranowa w swojej sztuce teatralnej "Murano", później która ukazała się jako opowiadanie. Igor Ostachowicz w swoim horrorze "Noc żywych Żydów", też nawiązuje do tego, w jaki sposób duchy przeszłości żyją w murach. No ale nie ukrywajmy, Muranów właśnie zbudowane na gruzach, właściwie gruzo-betonie. No poniekąd jest zbudowany na ludziach. Jakkolwiek brzmi to jak horror. Tak. Właśnie to jest ważne, ten gruzo-beton. To też warto wyjaśnić, że po prostu po wojnie nie przeprowadzono ekshumacji i zmielono to wszystko co zostało z Muranowa i z tego na nowo zbudowano te nowe domy właśnie. Czyli tam są szczątki pewnie i ludzi, i przedmiotów, i dawnych budynków. Zresztą to w katalogu się pojawia, że powstała takie określenie cegła z Muranowa. Ta cegła, która zawiera w sobie resztki dawnego życia. Jeśli przyłożyło by się głowę do asfaltu, to można by zobaczyć, że rzeczywiście Muranów jest pofalowany, zbudowany na takich górkach i pagórkach z wykorzystaniem gruzu po już powstaniu w getcie warszawskim i właściwie zrównaniu z ziemią tej części Warszawy. Tak więc rzeczywiście to dość specyficzne "miasto w mieście", gdzie szczególnie właśnie tam w tej części Warszawy widać, jak to nieistniejące podziemne miasto wyłania się raz na jakiś czas. Zresztą zarówno w katalogu wystawy, jak i na samej wystawie można zobaczyć artefakty wydobyte w różnych archeologicznych wykopkach, które się odbywały kilka lat temu. To są przedmioty codziennego użytku. Przedwojenne i z czasów właśnie getta. Od szczotki do zębów przez małą buteleczkę. To jest szczególnie wzruszające, bo tak jak trochę z tą mirabelką, kiedy słyszymy jak wiele osób zostało zabitych na tym terenie, no to oczywiście możemy kręcić głową z niedowierzaniem i westchnąć : Do czego zmierza ten świat. Ale kiedy widzimy fragment lalki, to być może o wiele bardziej ta historia do nas trafia, ponieważ jest spersonalizowana. Ponieważ jest tak bardzo wręcz namacalna. Bardziej niż miliony ofiar. Na koniec jeszcze chciałam Cię zapytać o inną rzecz, choć może nie tak całkiem oderwaną. O projekt "Nadzieja", w którym wzięłaś udział. To jest moim zdaniem kapitalna akcja. Pisarze i pisarki non profit oddali swoje utwory do jednego wydawnictwa, które ma wspomóc seniorów. Tak. Już kilka lat temu brałam udział w podobnym projekcie wydawnictwa Agora "Nie obcy". To był wtedy czas, kiedy wiele mówiło się o uchodźcach i uchodźczyniach. To były tragiczne sceny wokół granic, w obozach uchodźczych. I my wtedy też oddaliśmy swoje teksty, a sprzedaż antologii wsparła działania Polskiej Akcji Humanitarnej. Teraz w związku z pandemią to naprawdę była taka szybka akcja i pospolite ruszenie. Udało się zebrać mnóstwo autorów i autorek. Każdy z nas pisał właściwie chyba w większości pod to wydawnictwo. To nie było jakieś stare utwory. No i tematem głównym to nadzieja. Myślę że to było słowo bardzo nam potrzebne i potrzebne nadal w czasach pandemii. Więc bardzo się cieszę, że zostałam zaproszona do tego projektu. Właśnie jest premiera teraz. Najpierw ebook, potem potem wydawnictwo. Zresztą też część drukarni postanowiła bezpłatnie wydrukować i przygotować książkę, więc mam nadzieję, że ten łańcuch ludzkich serc sprawi, że będą Państwo kupować antologię i tym samym wspierać osoby w potrzebie. 23 czerwca jest premiera ebooka, a 8 lipca premiera książkowa. Nazwiska od Chutnik po Tokarczuk i całe mnóstwo fantastycznych autorów. A dochód ma być przeznaczone na wsparcie seniorów. Także jakoś ta nadzieja się wiąże też Muranowem i tym symbolem odradzającego się tam życia. Choćby w postaci mirabelki, która chce tam żyć. Bardzo Ci dziękuję. I pewnie zobaczymy się na wystawie, która dzisiaj startuje w nowo otwartym po pandemii Muzeum POLIN. Dziękuję bardzo. Dziękuję bardzo. Piątek to oczywiście polecenia kulturalne. Startujemy, bo w tym tygodniu jest mnóstwo ciekawych rzeczy. Zresztą jak co piątek a ponieważ cisza wyborcza to warto zanurzyć się w kulturze. Zapraszam. Numer 5. Spektakl "Konformista 2029". Spektakl Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie, w reżyserii Bartosza Szydłowskiego, szefa tego teatru, tej sceny. I reżysera w tym przypadku. To opowieść oparta na opowieści Alberta Morawii. Powieść była rozliczeniem z faszyzmem. W tym przypadku, reżyser przenosi tę opowieść w 2029 rok i mierzy się z naszymi lękami, ostrzega przed tym, co może się wydarzyć, jeżeli nasza rzeczywistość będzie się radykalizować. W spektaklu m.in. Krzysztof Globisz. Spektakl to przede wszystkim będzie grany na żywo. Teatr Łaźnia Nowa otwiera swoje podwoje przed widzami. Numer 4. To film "Eastern", który właśnie wchodzi do kin. Reżyser Piotr Adamski. To debiut. Z reżyserem rozmawiałam w "Rezerwacji". Najkrócej można powiedzieć, że to jest western, który dzieje się na współczesnym zamkniętym polskim osiedlu. W rolach głównych klasa średnia, tyle że klasa średnia, która może kupować broń, która może kupować naboje na stacjach benzynowych. Bohaterkami są dwie dziewczyny, które próbują przełamać prawo krwi, prawo zemsty, które rządzi klanami na tym osiedlu. Polecam. Numer 3. To książka, przewodnik ale bardzo nietypowy. "Wenecja, miasto któremu się powodzi" książka Manueli Gretkowskiej. To jej opowieść o Wenecji, o jej spotkaniach z Wenecją. Zdjęcia robiła jej córka. Autorki przeżyły mnóstwo intrygujących przygód w Wenecji. Spotykały duchy tego miasta. A przede wszystkim potrafią autorsko i z czułością opowiadać o jednym z najpiękniejszych miast świata. Numer 2 to kinowa premiera filmu "Żegnaj, mój synu". To chiński film. Bardzo poruszający i grający na najbardziej delikatnych emocjach. Uprzedzam. Silne emocje. Opowieść o śmierci dziecka, ale to też opowieść wpisana w kontekst polityczny. Opowieść o tym, jak polityka jednego dziecka prowadzona w Chinach zmienia dramatycznie losy rodziny. Jak wpływa na losy rodziny. Bardzo poruszająca opowieść. I numer 1 w tym tygodniu, to dla mnie koncert charytatywny dla Andrzeja Strzeleckiego, który organizują jego przyjaciele w Teatrze Studio Buffo w Warszawie. 26 czerwca, o godzinie 20.00. Przyjaciele zagrają, zaśpiewają dla chorego Andrzeja Strzeleckiego. Zebrane pieniądze będą przeznaczone na leczenie bardzo ciężko chorego aktora, który zresztą publicznie a właściwie jego żona powiedziała o jego chorobie, więc przyjaciele postanowili zagrać dla niego charytatywny koncert. Przybywajcie do teatru Studio Buffo w Warszawie, żeby wesprzeć Andrzeja Strzeleckiego. No i na koniec polecenia. Dziś do kin wchodzi film "Eastern" w reżyserii Piotra Adamskiego. Film miał wejść 13 marca tego roku do kin, wtedy kiedy miało się odbyć "Olśnienia" - nagrody kulturalne miasta Krakowa. Ale wtedy już się nic nie odbywało, bo wszyscy się zamknęliśmy. Witam bardzo serdecznie, panie Piotrze. Miło mi Pana zobaczyć. Film oglądałam w Gdyni. Wymagająca na festiwalu publiczność i niektórzy byli zachwyceni. Niektórzy mówili, że strasznie pojechany film. Na pewno jest to debiut inny niż wszystkie w ostatnich latach. Ja tylko powiem jednym zdaniem, o czym jest ta historia. To jest najprościej i upraszczając to jest western, który się dzieje współcześnie na zamkniętym osiedlu w Polsce. Osiedlu gdzie mieszka klasa średnia. No ale to osiedle i ta społeczność rządzi się specjalnymi prawami odwetu. Skąd taki pomysł, żeby zrobić western w Polsce, a.d. 2019 pewnie. Z tym westernem to jest trochę sprawa wtórna. Współautorem scenariusza jest Michał Grochowiak i jak zaczynaliśmy cały ten proces, to nie było tak: O, zróbmy western na Dzikim Wschodzie, albo na Cywilizowanym Wschodzie. Teraz tylko zaczęliśmy szperać w takim starym kodeksie praw zwyczajowych, średniowiecznym, który się nazywa kanon. To funkcjonowało na obecnych ziemiach albańskich. Oczywiście wtedy ta struktura społeczna była zupełnie inna i jeden jakiś książę majętny dla swoich poddanych stworzył taki kodeks. Dokładnie dla mieszkańców gór, na tamtych terenach. Ta lektura była o tyle wciągająca i fascynująca, że jedno że ona pokrywała wiele warstw życia społecznego, wiele zasad tworzy dla życia społecznego. No ale tam jest ten element tej zemsty honorowej. W cyklach której, rodziny potrafią się do końca pozabijać. Ten kod tej vendetty funkcjonuje tam do dziś. Co prawda jest często używany przez kryminalistów i tak dalej... I co było takie fascynujące to to, że coś jest instynktownego i prymarnego w tych zasadach. Że one się odnoszą dla nas do czegoś już nie cywilizowanego, takiego co byśmy powiedzieli, ale tam kipi od takiego prawa instynktownego. Że ja mogę sam wymierzyć sprawiedliwość. Ja nie muszę na nikogo czekać. To ja stanowię swoje własne prawo. Potem pojawił się pomysł: No, kurczę, a co by było jakby właśnie wziąć te zasady i włożyć w świat, który już wygląda inaczej?. No bo honor wydaje się - chociaż jest instrumentalizowany, w polityce na przykład - dziś już jakby niewiele znaczy. Jak by się tak nad tym zastanowić, co to jest "honor"... Móglibyśmy być taką sondę zrobić uliczną "Co to jest honor". Ja myślę, że nie dotarlibyśmy tak naprawdę do sedna rzeczy. A dla pana? Czym jest honor? Honor - ja nie będę się posługiwał takim potocznym albo moim - tylko takim definicyjnym. Honor to coś takiego, że jeśli ktoś urazi twój system wartości, to musisz go za to wynagrodzić, musisz go ukarać. I teraz, jak patrzymy współcześnie dziś, no nie chcemy już takiego świata. Chcemy dialogu. Mamy różne wartości, mamy zglobalizowany świat. Więc ten core pojęcia honoru jest już dzisiaj, potocznie oczywiście my wiemy, posługujemy się tym pojęciem, ale ten prawdziwy core on jest dzisiaj kompletnie gdzieś z lamusa. A ja nie wiem, właśnie. Powiem zupełnie szczerze, przepraszam że wchodzę w słowo, jak oglądałam Pański film... No to oczywiście kupuje się broń, członkowie rodziny mają broń, kupują na stacji benzynowej naboje. My tego oczywiście zrobić nie możemy, ale czy my tak bardzo żyjemy w czasach dialogicznych? Ja mam wrażenie, że vendetta się odbywa i to bardzo krwawa, tylko w sposób, w mediach społecznościowych. Media społecznościowe w ogóle dały nam jakieś prawo do zemsty, takiej werbalnej, pisanej. Więc jakby te wszystkie rzeczy... Ten kodeks on jest, no bo tam się ludzie zabijali 1:1, naprawdę. Ale gdzieś jak ten pomysł padł, że kurczę przeniesiemy to tu i zobaczmy tę hybrydę... co z tego wyjdzie. Kompletnie się nie widzieliśmy na tamtym etapie, co z tego wyjdzie. To nas pociągnęło dalej. Dzisiaj ludzie też zabijają tylko na inny sposób. Właśnie słowami, które też mogą niszczyć, ranić a nawet zabijać. To wiemy. Dla mnie intrygujące też w tym filmie było, oprócz całego pomysłu w warstwie wizualnej, bo są fantastyczne zdjęcia Bartosza Nalazeka. Dla mnie było intrygujące to, że w centrum tej historii są dwie dziewczyny, że to one są bohaterkami i że to kobiety właśnie próbują się wyłamać z takiego schematu patriarchalnego. To też jest bardzo współczesne. No i chcąc nie chcąc nasiąkamy tym dyskursem współczesnym i tym co się dzieje dookoła nas. Kobiety się emancypują już od dawna, z takim lub innym skutkiem. Ale na pewno się to dzieje. Na pewno wspaniała energia emancypacyjna. No i to gdzieś oczywiście z nas też po prostu naturalnie wyszło. Ale był jeszcze jeden, że trochę to tak konstruowaliśmy na zasadzie takich przeciwieństw. No skoro w świecie amerykańskiego westernu, na przykład, skoro już wracają do tego co Pani powiedziała na początku, John Wayne biega nieogolony, brudny, spocony, no to my wrzucimy młodą dziewczynę biegającą po osiedlu z tą bronią, żeby gdzieś wywracać to na lewą stronę. Bo to zawsze daje pole do refleksji. I taki był też trochę sposób na konstruowanie tego scenariusza. I zresztą udało się Państwu znaleźć świetne aktorki młode: Maja Pankiewicz, Paulina Krzyżańska. Świetnie sobie poradziły w tych rolach. To jest Pana debiut. Jest w tym filmie oryginalność, świeżość, ale też bardzo ważna ta strona wizualna. Pan przyszedł do filmu ze sztuk wizualnych, bo to był Pana pierwszy wybór artystyczny. Tak. Ja kończyłem Akademię Sztuk Pięknych, no i potem dopiero gdzieś mnie zawiało w tę stronę. W stronę filmu. Ale na pewno tego się nie wybiera. To dobrze, że się myśli obrazami. Tak po prostu jest. Część ludzi tak ma, że myśli obrazami. Tu też oczywiście było myślenie obrazami. Zresztą współautor scenariusza Michał Grochowiak kończył ze mną tą samą Akademię Fotografii. Też ma taki, oczywiście sposób... To po prostu gdzieś naturalnie wychodzi. No to w takim razie polecamy seans, w na nowo otwierających się kinach. Co się odwlecze to nie ucieczce. Jak się okazuje. Ten film na pewno będzie budził emocje, będzie budził dyskusje i warto na niego patrzeć bardzo różnie i czytać go i przez współczesne kody, i te tradycyjne, do których Pan się odwołuje choćby w naszej rozmowie, które trwają przez wieki. Gdzieś są bardzo głęboko w nas zapisane. Dziękuję bardzo. Trzymam kciuki za za widzów w kinach. I mam nadzieję, że do zobaczenia przy kolejnym projekcie filmowym. Dziękuję bardzo. Dziękuję za rozmowę. Pozdrawiam. To już wszystko dzisiaj. "Rezerwacja" jak zwykle w piątki o 10.30. Dziś było nie o polityce ale o kulturze. Ale w tym tygodniu też sporo rozmawialiśmy w specjalnym wydaniu "Rezerwacji" o polityce. W niedzielę wybory więc idziemy wszyscy głosować. I zapraszam za tydzień. Nie zwalniamy tempa. Widzimy się także w wakacje, w nowych odświeżonych i wakacyjnych wydaniach "Rezerwacji". Zapraszam.