Jesteśmy na początku wystawy, na jej progu, a powiedziałbym nawet prologu tej wystawy. I to jest bardzo ważne miejsce, ponieważ ten prolog jest zarazem jakby instrukcją obsługi wystawy. Mówi o tym, jak ją zwiedzać i jakie są najważniejsze założenia koncepcyjne. Po pierwsze, jak widzimy, popatrzymy na mapę, to mapa odwołuje się do jakiejś przestrzeni miejskiej, do jakiegoś miejsca w mieście ujętego kartograficznie. I o tym jest ta wystawa. Ona jest o miejscu. Ona jest o pewnym szczególnym miejscu w Warszawie. Na czym polega ta szczególność tego miejsca? Jak się przyjrzymy tej mapie, to zobaczymy że ona jest jakaś taka rozsunięta, wielowymiarowa. Coś się tam dzieje. Jest podkład niebieski, na tym jest jakiś podkład ceglany. To ma pokazywać przeobrażanie się i metamorfozę topografii Muranowa, która się zmieniała z biegiem lat. I o tym jest również ta wystawa, która mówi o takiej właściwie palimpsestowości miejsca, na którym stoimy. Ono się zmienia w czasie. ale jednocześnie, nie ruszając się z tego miejsca, w którym jesteśmy, na przykład tutaj w Muzeum POLIN, mamy nawarstwienia różnego typu zagospodarowania tej przestrzeni, które nakładają się na siebie. I teraz jedna z podstawowych koncepcji tej wystawy polega na tym, żeby wybrać z topografii Muranowa konkretne miejsca. I myśmy wybrali te miejsca, to jest 13 konkretnych miejsc. Zwiedzający, który wchodzi tu do tego prologu domyśla się, że te takie kołki, powiedzmy czy jak to nazwać, które przebijają tę mapę, oznaczają tych 13 wybranych miejsc, o których będziemy mówić szczegółowo. Które będziemy właśnie drążyć w czasie. Do których będziemy docierać, do ich źródeł, do ich początków. I tutaj są bardzo przejrzyście zlokalizowane te te miejsca. Będą tu oczywiście znaczniki, które jednoznacznie wskażą, gdzie dane miejsce jest, jak go na mapie zlokalizować. I teraz ten stół, który stoi przed mapą. Prolog ma dwa elementy kartograficzny i taki materialny. Okazuje się, że to jest też jakby sygnał pewnej fundamentalnej koncepcji tej wystawy. Odkopania tego, czego nie widać. Dotarcia do podziemi Muranowa. I teraz, to czego nie widać, my pokazujemy na naszej wystawie. Te wszystkie rzeczy, które Państwo widzą na stole, one tkwiły pod ziemią od końca wojny. Od zdławienia powstania w getcie, przysypane tymi gruzami, ziemią i potem przykryte nasypami gruzowymi. Na tych nasypach gruzowych były budowane domy, wylewany był asfalt ulic, a te rzeczy tam tkwiły. I my to wykopujemy. One są wykopane podczas dwóch takich archeologicznych odkrywek, przygotowujących budowę budynku Muzeum POLIN. I pochodzą z tego miejsca, co jest niezwykle ważne. Więc prolog jest instrukcją obsługi i mówi: "Oto przed Wami wystawa o miejscu, o topografii tego miejsca. A również o tym czego nie widać. Zapraszamy Was do podróży w czasie." Zaczynamy wystawę od narodzin, od niemowlaków, które się rodzą w szpitalu Świętej Zofii, na rogu Żelaznej i Nowolipia. Taki jest początek tej wystawy, która będzie miała bardzo mroczne, tragiczne, potworne wymiary. Gdy będziemy opowiadać o czasach getta i Holokaustu. Ale wystawa się zaczyna od narodzin i od życia. Chciałbym to bardzo mocno podkreślić. A tutaj mamy takie dwa słupy, które symbolizują taki warszawski trójkąt śmierci, można powiedzieć. Stawki 6 / 8, Umschlagplatz i Żelazna 103, siedziba Befehlstelle Vernichtungskommando, które z Lublina przyjechało w lipcu 1942 roku, żeby przeprowadzić akcję likwidacyjną. Te budynki istnieją. Istnieje budynek szkoły na Stawkach, naprzeciwko niego budynek obecnego Wydziału Psychologii. I ta kamienica Żelazna 103 istnieje. I Artur Żmijewski wszedł do środka tych budynków, dzisiaj, i zrobił tam zdjęcia. Uchwycił te wnętrza jak one wyglądają dziś, tu i teraz. Więc przestrzeń całej wystawy, w jakimś sensie, wyobraża muranowską topografię, w symboliczny sposób. I te słupy oznaczają miejsca. I przy tych miejscach można zatrzymywać, na dłużej albo krócej. Chciałbym się na sekundę zatrzymać przy tym słupie, który oznacza Nowolipki 68. To jest adres zupełnie niebywały dla historii Muranowa. Ale przede wszystkim dla historii getta warszawskiego, bo w tym budynku, w piwnicach tego budynku na Nowolipki 68 były ukryte dokumenty Archiwum Ringelbluma. I tam przeleżały ponad cztery lata i zostały szczęśliwie wykopane. W pierwszej z serii 10 skrzynek metalowych a w drugiej dwie bańki na mleko. To jest tutaj. Cała przestrzeń wystawy ma takie dwa wymiary: statyczny i dynamiczny. I te statyczne elementy, to są słupy, które reprezentują konkretne punkty topograficzne. Ale jest i dynamiczna przestrzeń. Jest oś ulicy Nalewki, na której się znajdujemy. Bardzo lekka, ażurowa konstrukcja. Wyobraża pierzeję ulicy, parzystą i nieparzystą. I po tej ulicy można iść, tak jak teraz idziemy. I można zaglądać do poszczególnych kamienic. Wejdźmy do kamienicy na Nalewki 15. Jedna z największych kamienic na ówczesnych Nalewkach 3, przełomu XIX i XX wieku. Trzypodwórzowa. Należąca do takiego typu kamienic, które określało się wtedy jako Babilony. Na bardzo wąskiej posesji, wąski front i głęboko idące w posesję oficyny, trzy podwórka. Tworzył się w takiej kamienicy jakiś mikrokosmos, że tak powiem, mikroświat. Jeśli chodzi o mieszkańców, to szacuje się, że na Nalewki 15 na przełomie wieków XIX i XX mieszkało do 1200 osób. To jest, sztetl, małe żydowskie miasteczko. Kto tam mieszkał? Co się tam działo? Jakie tam były sklepy, zakłady rzemieślnicze? Możemy to zobaczyć. Jeżeli podejdziemy do tego słupa bliżej, to zobaczymy tutaj, odtworzono taką listę lokatorów i listę tych przedsiębiorstw czy zakładów usługowych, czy barów, kawiarni, nawet kina, bo tam było kino. Tu wyszczególniono, na tym słupie. Co jest niesamowicie ważne? Ważne jest to że tam mamy nazwiska, mamy nazwiska ludzi, którzy nie istnieją już i którzy mieszkali w kamienicy, która już nie istnieje. Po tej kamienicy nie został ślad. Ona stała mniej więcej naprzeciwko tego dzisiejszego kompleksu Andersa 13, tzw. "Okrąglaka". Tam jest skwer. Tam niczego nie ma. Ale tam było potężne żydowskie miasteczko i mieszkańców tego miasteczka możemy teraz poznać. Możemy sobie np. uświadomić, że tam była drukarnia "Pośpieszna", którą prowadził pan Mintze, że tam była Centrala Instrumentów Muzycznych, że tam były maszyny trykotażowe, które prowadził Grynberg, sprzedawał je po prostu. Cały świat jest ożywiony. Wychodzimy z tej bramy i wracamy na ulicę Nalewki i idziemy dalej na południe. Dochodzimy już do końca tej ulicy, do skrzyżowania z ul. Długą. Tam trzeba wejść znowuż, trzeba zboczyć i zobaczyć, co tu się działo. Tu był, na skrzyżowaniu Nalewek i Długiej, na samym początku XX wieku, wybudowany pasaż Simmonsa. Gigantyczny, jak na tamte czasy, dom towarowy. Dzisiaj byśmy powiedzieli, że to był największy dom towarowy w Warszawie. I znowu miał tam wszystko. Obejmował takie uniwersum. I znowu możemy tu sięgnąć do informacji i zobaczyć, jakie tam przedsiębiorstwa, zakłady usługowe, szkoły, kluby, kawiarnie, restauracje w tym pasażu się mieściły. Jeden bardzo znamienny przykład. Wśród wielu wielu innych restauracji na Nalewkach w ogóle, rodzina Hekselmannów była taką rodziną restauratorów, która miała kilka restauracji. I właśnie jedna z nich była w pasażu Simmonsa. I jest urocze zupełnie ogłoszenie w "Kurierze Warszawskim" w 1878 roku. Ogłasza się właściciel tej restauracji i pisze tak: "Mam honor powiadomić wielmożnych Panów, iż bawię obecnie w Tyrolu. Dla zawiązania tam interesu sprowadzenia do Warszawy dla osób cierpiących codziennie świeżych winogron kuracyjnych, które są uznane za najskuteczniejsze osobom cierpiącym. [Podpisano] Z uszanowaniem, S. Hekselmann." Siedzę sobie teraz w Ogrodzie Krasińskich, na ławeczce. Do ogrodu się dostałem z Nalewek, piękną bramą, która istnieje do dziś. I odpoczywam. Odpoczywam wśród zieleni, wśród różnych roślin, ptaków. To jest ważny punkt wystawy, bo to jest przestrzeń do refleksji. Przestrzeń do odpoczynku fizycznego, ale też do jakiegoś takiego pomyślenia sobie o tym, o czym tutaj się opowiada i co się tutaj wydarza. Ogród Krasińskich dla Muranowa i dla tej dzielnicy żydowskiej przed 1945 rokiem, to bardzo ważny punkt, bo to właściwie jedyny taki obszar zieleni miejskiej, który był bezpośrednio na obszarze Muranowa właśnie, na terenie Muranowa dostępny. I tam Żydzi przychodzili. Nie było to mile widziane przez spacerowiczów z aryjskiej strony. No i te napięcia dały się tutaj zobaczyć. Ale jednak charakter tego ogrodu i jego niezwykłość i jego właśnie takie zatopienie się w tych specyficznych klimatach muranowskich z dzielnicy żydowskiej, muranowskiej, da się uchwycić na zdjęciach. Są wspaniałe zdjęcia wielkich fotografów żydowskich, jak Alfred Kacyzne, wielkich mistrzów fotografii, pokazujące starców, na ławce siedzących, z brodami, zapatrzonych gdzieś w przestrzeń. Takich medytujących, takich jakby urodzili się w czasach Abrahama i do tej pory jeszcze debatują, rozważają różne fragmenty Tory. Jesteśmy przed największą gablotą na tej wystawie, która gromadzi rzeczy wykopane z ziemi Muranowa. Ona jest największa i taka powinna być. W ogóle od rzeczy muranowskich zaczął się pomysł tej wystawy. Chciałem początkowo jakoś te rzeczy pokazać, wyeksponować, wydobyć z magazynów POLIN na światło dzienne. I od tego właśnie, od tych rzeczy, między innymi tych, które leżą w tej gablocie, zaczęło się myślenie o wystawie. Dlaczego one są tak ważne? Bo to są świadkowie tych wydarzeń, do których my już nie mamy dostępu. Pamiętajcie Państwo, że... świadkowie wymierają. Kończy się epoka świadków. Ci ludzie, którzy ocaleli z getta już powoli odchodzą. Jest ich bardzo, bardzo mało. Zostają po nich rzeczy. I te rzeczy właśnie mamy tutaj przed sobą. Co zawsze było dla mnie taką zagadką, że tak dużo ocalało szkła. Szkło jest synonimem kruchości, nietrwałości. Okazuje się, że dużo jest szkła. Oczywiście, mamy tutaj szkło rozbite, poruszone, z butelek czy innych naczyń szklanych, które uległy destrukcji, ale mamy całe butelki. Mamy tutaj, nie wiem czy akurat, tak, tutaj mamy fiolki aptekarske. One są całe. Nie wiem, czy znajdziemy... O, mamy fragmenty termometru, ale też jest w magazynie POLIN fiolka ze szczepionką, z jakimś lekarstwem. Cała. To lekarstwo jest w środku. Nienaruszone. To jest zupełnie coś niezwykłego. To jest kapsuła czasu. W ogóle ziemia muranowska to jest kapsuła czasu. I to, co chcieliśmy w tej wystawie pokazać, między innymi, to jest właśnie otworzyć tą kapsułę czasu. I pokazać ją Państwu. Bo jak chodzicie po chodnikach na Muranowie, jeździcie po ulicach muranowskich samochodem, tramwajem, autobusem czy chodzicie po skwerach, to pod waszymi stopami jest to miasto, które zostało zgładzone, ale którego mocne gettowe. Korzenie wciąż są w tej ziemi jak się kopie, zmienia rury czy coś takiego się robi w ziemi, to wychodzą te gruzy i również czasami wychodzą te rzeczy. Tutaj, na naszej wystawie, możecie Państwo zobaczyć te rzeczy. I wreszcie się z nimi spotkać. Po raz pierwszy. Na okalających ścianę wystawach mamy rozmieszczone kalendarium. Kalendarium biegnie od punktu zero, dla nas to jest XVIII wiek, i przechodzi przez te różne okresy historii Muranowa do współczesności. Ono jest ważne dlatego, żeby widz mógł w każdej chwili zlokalizować w czasie i przestrzeni, gdzie się znajduje. To są podstawowe rzeczy dotyczące historii Muranowa. Ale też kalendarium pokazuje pewien bieg czasu, który dla wystawy jest ważny. Kalendarium, jak powiedziałem, idzie od końca do początku. Natomiast na słupach, na większości słupów, historia opowiedziana jest od współczesności w głąb przeszłości, aż do tego punktu początkowego. W czasie wędrujemy zarówno od dzisiaj do przeszłości, jak i tak jak w przypadku kalendarium od przeszłości do teraźniejszości. Trzeba bardzo uważać, żeby się nie pogubić, ale elementy informacyjne są tak dobrze pokazane i tak pewne, i ta rama chronologicznie jest tak mocna, że nie pogubimy się. Natomiast doznamy czegoś, o co nam w tej wystawie chodzi. Doznamy tego zawieszenia w czasie i przestrzeni, tego wędrowania przez czas. I o tym również jest ta wystawa. I do tego ta wystawa zaprasza, do wędrowania przez czas. Praca nad wystawą jest takim zbiorowym, twórczym wysiłkiem. Koncepcja jest bezcielesna i nie zrealizowałaby się gdyby nie projektanci tej wystawy. Są podzielone role, jest ten kto wymyśla i ten kto te pomysły wciela w życie, nadaje mu kształt materialny. I tutaj mieliśmy ogromne szczęście spotkać się ze znakomitym zespołem designerskim Tate Mono. Tate Mono to po japońsku znaczy budowla albo budować. I oni rzeczywiście zbudowali tę wystawę. Zbudowali, nadali kształt myśli. Ja jestem osobiście pod ogromnym wrażeniem, od samego początku wiedziałem, kiedy rozstrzygaliśmy konkurs na projekt, że to jest ten projekt. To jest taka miłość od pierwszego wejrzenia. Znacie Państwo to uczucie. Wiadomo, że to jest ten projekt, żaden inny. Co jest niezwykłego w tym projekcie, to co mnie ujęła? Jego prostota, ascetyczność wręcz a jednocześnie bardzo silne nawiązanie do głównego tematu wystawy, do miejskości i do miejsca. Trudno sobie wyobrazić bardziej uniwersalny znak miejskości i komunikowania o miejskości, jak właśnie słup ogłoszeniowy. I to słupy ogłoszeniowe wytwarzają taki rytm przestrzeni. No i praca z tym zespołem była przyjemnością a efekty tej pracy mogą Państwo zobaczyć na wystawie. Bardzo serdecznie zapraszam wszystkich do odwiedzenia wystawy "Tu Muranów".