Relacja Janusza Ostrowskiego - powstanie w getcie warszawskim
Janusz Ostrowski uczestniczył w kilku akcjach pomocowych w getcie, brał udział w szmuglu broni dla bojowników powstania w kwietniu 1943 roku. Jak mówi, spotkał się tam z Markiem Edelmanem.
"Jako młody chłopak wieczorem podczołgiwałem się pod samochody niemieckie. Trzy, cztery koleżanki pilnowały. Podczołgiwałem się i wiertłem robiłem dziury w oponach. Tylko trzeba było nie za duże, bo wtedy bardzo głośno syczało.
Jak mój ojciec się dowiedział, co ja wyprawiam, mówi: «złapią gówniarza i całą rodzinę tego… niech będzie w straży pożarnej, ma wtedy przepustkę nocną, jest honorowany, umundurowany». Mundur chronił. Niemcy mundur szanowali. Musiał mnie tylko ojciec postarzyć o dwa lata, bo byłem za młody na strażaka”.
W 1942 r. Janusz Ostrowski – wówczas 16-latek – dostaje się do oddziału Warszawskiej Straży Pożarnej przy ul. Nowolipki. Gdy w getcie warszawskim wybucha powstanie, Straż Pożarna zostaje zaangażowana do ograniczania pożarów wzniecanych przez Niemców. Janusz co drugą dobę spędza w getcie, gasząc wskazywane domy.
„Niemcy wyganiali pożarem mieszkańców kamienic – można było ich wtedy aresztować, albo od razu zabić. Ale dokoła były też magazyny, warsztaty i fabryki, całe getto pracowało na Niemców. Naszym zadaniem było ratowanie tego wszystkiego. Oni podpalali, my gasiliśmy.
Któregoś dnia stoimy pod płonącą kamienicą. Jesteśmy w pogotowiu, by sąsiadujące domy się nie zapaliły. Ale tego płonącego gasić nie możemy. Nagle słyszymy przeraźliwe kobiece krzyki dobiegające z ostatniego piętra. Osiem kobiet w oknie. Są uwięzione, wszędzie płomienie i dym, klatka schodowa zasypana gruzem. Za chwilę wyciągamy wąż, strumień wody sięga czwartego piętra i rozwiewa trochę dym. O ugaszeniu nie ma mowy, choćbyśmy chcieli wbrew Niemcom. Chwilami pojawiają się w oknach głowy dziewczyn. Gapimy się przerażeni, cała sekcja ośmiu strażaków”.
Sierżant każe sprawdzić czy wokół nie ma Niemców i mówi: „kto się nie boi, ten zostaje i ściągamy te dziewczyny”.
„Wzięliśmy hakówkę – każdy strażak wie, że to jest taka drabina z hakiem, który zaczepia się o otwór okienny. Można i na setne piętro z nią wejść. Zahaczyć – wejść, zahaczyć – wejść. Weszliśmy we trzech i po kolei ściągamy dziewczyny na dół, po linach. Pierwszy raz wtedy zjeżdżałem na linie, i to z dziewczyną przywiązaną. Ona była tak przerażona, tak mocno ściskała mnie za szyję, że ledwo oddychałem”.
Strażacy dają ocalałym kobietom jedzenie i tłumaczą jak zejść do kanałów. Dają mapę i latarki. Na Żoliborzu dziewczyny mają szukać pomocy w kościołach. Ich dalsze losy nie są znane. Najmłodsza – Zuza – nie idzie z resztą. Jeden ze strażaków bierze ją do wozu strażackiego, przykrywa mokrymi wężami i wyjeżdża poza getto. Zabiera ją do Mińska Mazowieckiego i ukrywa. O jej dalszych losach także nic nie wiadomo.
***
Janusz Ostrowski walczył również w powstaniu warszawskim w 1944 r., ale szybko został ranny. Po zakończeniu wojny dostał się na studia na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 1954–1969 był kierownikiem Zakładu Fotoelektrycznych Zjawisk w Półprzewodnikach w Instytucie Fizyki Polskiej Akademii Nauk. W latach 1970–1993 pracował na stanowisku profesora w USA. Zajmował się fizyką ciała stałego i elektroniką medyczną. Wrócił do Polski w 1993 r. Zmarł w 2015 roku.
***
Wywiad i opracowanie: Klara Jackl
Z kolekcji historii mówionej Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN
Data realizacji wywiadu: 03.02.2015 r.
Czytaj więcej o historii Janusza Ostrowskiego na portalu Polscy Sprawiedliwi >>