Obrus z getta: Historia Zagłady zapisana w przedmiotach
image
image
image
Anna Stupnicka-Bando miała 12 lat, gdy po raz pierwszy weszła z matką do getta warszawskiego. W szkolnej teczce przemycała chleb i marmoladę dla uwięzionych w getcie rodzin żydowskich. Jedna z nich - na dowód wdzięczności za ofiarowaną pomoc - podarowała matce Anny, Janinie Stupnickiej, szabasowy obrus.
Zimą 1941 roku Anna na polecenie matki wyprowadziła z getta żydowską dziewczynkę Lilianę Alter, a następnie ukrywała ją po stronie aryjskiej. Za uratowanie życia Lilianie Alter Janina Stupnicka i Anna Stupnicka-Bando zostały uhonorowane w 1983 r. tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Swoją historię oraz historię Tych, którym nie dane było przeżyć Zagłady, Anna Stupnicka-Bando opowiedziała w wywiadzie dla Muzeum Historii Żydów Polskich.
"Pamiętam, uderzał mnie taki dziwny, charakterystyczny zapach. Im później to było, to ten zapach bardzo mi się nasilał. Nie taki połączony z powstaniem, spalonych ciał na przykład, tylko taki zapach z getta.
To były straszne widoki. Te dzieci. Straszne. Żebrzące na ulicach. Trupy, trupy - przykryte papierem czy gazetami. Pamiętam, jak zbierali ludzi, którzy umarli na ulicy - na takich dwukółkach.
Pamiętam wszystko.
Parę lat temu weszłam w podwórko przy ulicy, jak się wysiada ze stacji w centrum... I ten zapach z getta po tylu latach poczułam w tym podwórku.
*
Mama była taką socjalistką naprawdę. Uważała, że ludzie muszą sobie pomagać i w tym duchu ja byłam wychowywana. Miała przepustkę dla dwóch osób. Prowadziła rejestr meldunków w getcie. Bo Niemcy, chociaż wiedzieli, że tych Żydów wszystkich zlikwidują, to jednak: kto się urodził, kto umarł - to wszystko musiało być w księgach zapisywane. Mama załatwiała meldunki, a przedtem chodziłyśmy do tej rodziny. Ja przynosiłam chleb i marmoladę dla nich. Cieszyli się bardzo. Siedmioro czy sześcioro ich było.
*
Pewnego dnia mama przyniosła z getta obrus. Powiedziała, że dostała od nich. I to prawdopodobnie był taki obrus, co się zakładało na piątek, podczas szabatu.
*
Jak nas wyrzucali trzeciego października, po skończeniu powstania warszawskiego, to moja mama zamiast brać jakiś jeden koc więcej, bo przecież nie wiadomo, co się z nami stanie - więc każdy łapał, to, co było najważniejsze - to mama moja wzięła ten obrus.
Nie wiem, czy uważała, że ten obrus przyniesie jej szczęście?
Może uważała, że uda się ten obrus zamienić na chleb, gdy będziemy głodowały?
I ten obrus przetrwał z nami całą tę jazdę, ten obóz w Pruszkowie, tę wywózkę. Nie zamieniła nigdy tego obrusa, chociaż można było na wieś iść i za ten obrus dostać kiełbasę pachnącą, którą chłopi szykowali na święta.
Nie zamieniła go.
I z tym obrusem wróciłyśmy do Warszawy. Może żeśmy go raz użyły, na jakieś imieniny w ‘46 r.
Ten jeden raz.
*
Po wojnie zamieszkałyśmy w Międzylesiu. Ja wznowiłam studia medyczne. W naszym domku wybuchł pożar. Właściwie większość rzeczy się spaliła, a obrus ocalał i nic - nie był nawet zadymiony.
Był taki, jak był schowany.
Tak ocalał ten obrus.
Później mój mąż stwierdził, że z tym obrusem to była metafizyczna sprawa.
*
Zginęli wszyscy. Nie pamiętam, jak oni się nazywali. Czy to byli ci Śledzie? On się nazywał Śledź - ojciec tej rodziny."
Wywiad z Anną Stupnicką-Bando pochodzi z kolekcji historii mówionej Muzeum Historii Żydów Polskich. Realizacja: Klara Jackl i Judyta Pawlak, 13.02.2014 r. Opracowała: Joanna Król.
Obrus od Żydówki z getta warszawskiego, Warszawa, przed 1942, len/ haft ręczny, 188 × 142 cm, MHŻP-B63